czwartek, 6 listopada 2014

Nie martwcie się rozwodnicy.


   Przetacza się ostatnio przez polskie media fala komentarzy dotyczących niedawnego synodu biskupów na temat rodziny. Jednym z najczęściej poruszanych w nich tematów jest sytuacja rozwodników żyjących w nowych związkach. Czy mogą być dopuszczani do komunii podczas mszy, czy nie są tego godni. Hierarchowie mają problem, który zresztą sami sobie stworzyli sankcjonując magię przeistoczenia na soborze laterańskim w roku 1215. Jak przez tysiąc dwieście lat mogli wierni żyć i dostawać się do nieba bez fizycznego spożywania ciała i krwi Jezusa kościół nie podejmuje się wyjaśnić. Tak jak i tego, dlaczego po dwustu latach jedzenia i picia pozostało tylko jedzenie gdy z kolei sobór w Konstancji w roku 1415 pozbawił wiernych prawa do kielicha. Biskupi prawa tworzą, zmieniają, stare zastępują nowymi, każdorazowo utrzymując przy tym wiernych w przekonaniu, że nie przestrzegając tych praw sprzeciwiają się woli Boga. 

   Wierni mają problem z nadążaniem za biskupami. Ale jak mają go nie mieć, skoro nadążyć za nimi nie może nawet poświęcony, jak sam się określa, portal Fronda. Nie dość, że samo nadążanie jest na pewno męczące, to jeszcze trzeba wybrać, za którym biskupem nadążać. A czasu na zastanowienie nie ma. Jednego dnia (30 października) o godzinie 13.52 portal zamieszcza słowa arcybiskupa Gądeckiego, który nie przyznając rozwodnikom prawa do komunii mówi: "Trzeba rozważyć jak realnie można im pomóc. Nie możemy kierować się jedynie współczuciem i naginać do niego nauczania kościoła". I jeszcze tego samego dnia wieczorem okazuje się, że ten biskup jest obłudnikiem. Przekonać nas o tym mają przed zaśnięciem słowa innego biskupa, tym razem rzymskiego, zamieszczone tamże o godzinie 21.46: "Dla tych, którzy troszczyli się o prawo, a zaniedbywali miłość, Jezus miał tylko jedno słowo: obłudnicy - przypomniał dziś Ojciec Święty Franciszek". Jak żyć?

   Wcześniej czy później, a raczej wcześniej, biskupi dopuszczą rozwodników do komunii. Muszą się trochę pospierać, pokazać maluczkim jak to oni muszą się natrudzić, aby przekonać Boga, że będąc po rozwodzie można podczas mszy zjeść kółeczko z mąki rozrobionej wodą. Cały ten problem wziął się stąd, że sami w to nie wierząc przedstawili wiernym jako prawdę wiary, że to kółeczko na wezwanie księdza przemienia się w ciało Chrystusa. Gdyby spożywanie chleba i wina podczas mszy było traktowane tak jak być powinno, czyli jako symbol i pamiątka ostatniej wieczerzy, to dlaczego z tych symbolicznych czynności mieliby być wyłączeni rozwodnicy? Przecież nie zabrania się będącym w grzechu robienia symbolicznego znaku krzyża. Chociaż z drugiej strony niezbadane są pokłady mądrości biskupiej i nie można zagwarantować, że w przyszłości jakiś sobór nie ustali, że do wnętrza człowieka robiącego znak krzyża wchodzi Jezus. I wtedy rozwodnicy będą musieli zapomnieć nie tylko o komunii, ale nawet nie będzie im się wolno przeżegnać.

   Póki co, rozwodnicy mogą się tylko przyglądać jak bracia w wierze połykają na mszach opłatki. Mogą sobie także popatrzeć jak ich duszpasterz wypija wino przeistoczone uprzednio na jego zawołanie w krew Chrystusa. Tylko że z tą transsubstancjacją nie wszystko chyba tak do końca jest w porządku. Może nie zawsze się udaje, a może nie zachodzi wcale? Bo gdyby faktycznie było tak, jak można przeczytać w poważnym periodyku teologicznym "Gregorianum" wydawanym przez Papieski Uniwersytet Teologiczny w Rzymie, to księża nie mieliby bólu głowy, jakie wino sobie do mszy zamówić. A w wydaniu z lipca 1957 roku tegoż pisma można przeczytać: "Stosując w odniesieniu do dogmatu o Eucharystii określone kryteria, musimy stwierdzić, że w czasie przeistoczenia za sprawą słów Chrystusa cała substancja chleba i wina przemienia się w Ciało i Krew Pańską. Tym samym protony, neutrony i elektrony wchodzące w skład zakonsekrowanej materii, jej atomy, cząsteczki, jony, zespoły molekularne, mikrokryształy - słowem całość składników, z których składa się chleb i wino, przestaje istnieć, przekształcając się w Ciało i Krew Chrystusa."

   Nie martwcie się rozwodnicy. Kuźnia kadr biskupich wypisuje takie rzeczy w swych oficjalnych periodykach, a mimo to księża kuszeni są do zakupu wina mszalnego reklamami (cytat dosłowny): "Delikatny i przyjemny tokaj Harszlevelu. Wino o przyjemnym aromacie i dominujących na podniebieniu słodkich nutach". Nie macie wobec tego powodu żałować, że księża nie dopuszczają was do komunii. Gdyby bowiem naprawdę przemieniali chleb i wino w prawdziwe ciało i krew, to nie mogliby czuć na swych podniebieniach dominujących słodkich nut.

   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz